11 lat temu niewielu chciało grać na Ukrainie, więc kupili nieznanego Polaka. Dziś biegają tu piłkarze po kilkanaście milionów euro, transfery za pięć milionów nie robią wrażenia - mówi 64-krotny reprezentant kraju Mariusz Lewandowski.
Uczestnik MŚ 2006 i Euro 2008 gra w II-ligowym FK Sewastopol. W latach 2001-2010 występował w Szachtarze Donieck, z którym wywalczył m.in. pięć tytułów mistrza Ukrainy i Puchar UEFA w 2009 r. Tygodnik "Piłka nożna" wybrał go wtedy na najlepszego polskiego piłkarza roku. Ostatni mecz w reprezentacji rozegrał w październiku 2009 r. (0:1 ze Słowacją w Chorzowie). W maju skończył 33 lata.
Co się z
tobą ostatnio działo?
Mariusz Lewandowski: W 2010 roku
grałem jeszcze w Szachtarze, później odszedłem do Sewastopola, z
którym podpisałem trzyletni kontrakt. We wrześniu ubiegłego roku
zerwałem przednie więzadła krzyżowe w kolanie. Przez kilka meczów
trzymały je tylko mięśnie, aż w końcu usłyszałem, że muszę
iść na operację, bo za chwilę będzie trzeba skończyć z graniem
w piłkę. Zabieg miałem w Barcelonie u specjalisty od kolan,
który operował m.in. kapitana Barcelony Carlesa Puyola. Trafiłem
tam dzięki władzom Szachtara i znajomościom lekarza Chelsea.
Później przechodziłem żmudną, wielomiesięczną rehabilitację.
Wiem, jak się czują ludzie niepełnosprawni, i cieszę się, że
znowu gram w piłkę.
Sewastopol nie awansował do
ekstraklasy. Zabrakło nam bodaj trzech bramek. Ale nie ma tego
złego, coby na dobre nie wyszło. To młody, dziesięcioletni klub.
W tym sezonie nadrobimy niedociągnięcia z poprzedniego, a chyba nie
byliśmy gotowi na powrót do ekstraklasy.
Euro obejrzałeś
przed telewizorem?
- Tak, w Doniecku, gdzie się
rehabilitowałem. Poza tym po raz trzeci zostałem tatą, żona
urodziła trzeciego syna.
Jak ci się podobało Euro?
-
Organizacyjnie? Znakomite. Do tej pory na Ukrainie nie widziałem tak
sprawnej organizacji. Wszystko było poukładane, jakby zjawili się
tu ludzie z innego świata niż tego, który znałem. Na stadionie
obejrzałem trzy mecze, Polaków widziałem w telewizji.
Żałowałeś,
że nie ma cię w drużynie?
- Taką wizję, dla mnie zupełnie
niezrozumiałą, miał poprzedni selekcjoner. W ogóle nie dał mi
szansy i tylko o to mam żal. Zanim trafiłem do Sewastopola, przez
rok grałem w Doniecku, ale trener nie miał najmniejszego zamiaru
mnie powołać.
W każdym razie po 2,5 roku spokojnych
przygotowań znowu była klapa. Moim zdaniem o wszystkim zdecydował
mecz z Grekami. Nie wiem, co się działo w przerwie, ale w pierwszej
połowie wszystko wyglądało na poukładane. Na drugą wyszła jakby
inna drużyna. Z Rosją i Czechami kadra zagrała trzema defensywnymi
pomocnikami, czego wcześniej długo nie robiła. Żal mi chłopaków,
wiem jak gorzka jest porażka na wielkim turnieju. Przeżyłem to dwa
razy, ale teraz musiało boleć mocniej, bo turniej był u nas. Wiem,
co czuje zawodnik, gdy nic się nie udaje. Chęci i ambicja to za
mało. Niewiele można zdziałać, będąc źle przygotowanym czy źle
ustawionym. Wtedy pojawiają się błędy, które rywal
wykorzystuje.
Masz kontakt z kadrowiczami?
- Tak, z
Żewłakowem i Krzynówkiem (śmiech). Z grających obecnie z
Marcinem Wasilewskim.
Rywalem Polski w eliminacjach MŚ 2014
jest Ukraina, która też nie wyszła z grupy na Euro. Ale trener
Oleg Błochin zachował posadę, a tamtejsza piłka kwitnie.
Reprezentacja zremisowała na Wembley z Anglią 1:1, tracąc gola z
karnego w 87. min, dwa kluby grają w Lidze Mistrzów, inne umieją
przetrwać do wiosny w Lidze Europy.
- Właścicielami są
prywatni biznesmeni, którzy poważnie traktują kluby. Nie
zniechęcają się niepowodzeniami, pompują pieniądze, rozwijają
bazy i boiska treningowe. Kiedyś żaden piłkarz nie chciał grać
na Ukrainie. W 2001 roku, kiedy przychodziłem do Szachtara, nie było
tu Brazylijczyków, więc sprowadzili mało znanego Czecha i Polaka.
Na takich "robotnikach" tworzyły się fundamenty ligi.
Dziś jeden piłkarz, którego kupuje Szachtar czy Dynamo, jest
więcej wart niż wszystkie transfery w Polsce. W rankingu UEFA liga
ukraińska utrzymuje się w czołowej dziesiątce od trzech lat. U
nas nikt nie jest tak cierpliwy. Rinat Achmietow zaczął inwestować
w Szachtara w połowie lat 90. Na pierwszą Ligę Mistrzów czekał
do 2002 roku, kiedy wyeliminował Legię. Ćwierćfinału doczekał
się w 2011 roku, ale dwa lata wcześniej wygraliśmy Puchar UEFA.
Trener Mircea Lucescu ma ogromny kredyt zaufania, wiele razy był
bliski utraty stanowiska, ale Achmietow wytrzymywał ciśnienie.
Kalkulował, że nowy trener może nie chcieć piłkarzy, których
sprowadzał Lucescu za, powiedzmy, 150 milionów euro, i zostawiał
go na stanowisku. On stworzył klub od podstaw. Dziś to zespół
bomba, który ma wszystko, a Donbas Arena to jeden z najpiękniejszych
stadionów Europy.
Rozkwit ligi ma przełożenie na
reprezentację, w której oprócz defensywnego pomocnika Tymoszczuka
i rezerwowego bramkarza Spartaka Moskwa Andrija Dikana grają sami
ligowcy.
- Nie zrobiliby takiego postępu, gdyby na co dzień
grali tylko ze sobą. Obok siebie albo za rywali mają dobrych lub
bardzo dobrych obcokrajowców. Od nich się uczą. O ilu
zagranicznych piłkarzach z naszej ligi można powiedzieć, że
podnoszą jej poziom? O kilku, reszta jest przeciętna.
Oglądałeś
wtorkowy mecz Anglia - Ukraina?
- Ostatnie 20 minut, wcześniej
oglądałem Polska - Mołdawia. Różnicę zdążyłem zauważyć.
Ukraińcy mają potencjał. Oleg Błochin ma wszystkich zawodników w
kraju, kluby, w których rywalizują z najlepszymi w Europie. My
opieramy się na zawodnikach z zagranicy, a polskich klubów w
pucharach już nie ma.
16 października reprezentacja gra z
Anglią na Stadionie Narodowym w Warszawie. Masz nadzieję
na powołanie?
- Zawsze mam. Bardzo bym chciał wrócić, ale
decyzja należy do trenera Waldemara Fornalika. Na razie cieszę się,
że wróciłem do zdrowia. Gram od początku sezonu, ale dopiero w
ostatnich pięciu meczach czułem, że zasuwam na pełnych obrotach.
Jako defensywny pomocnik, "kołowy", biegam czasem więcej
od chłopaków młodszych o kilkanaście lat. Muszę ich nieźle
rugać, żeby dotrzymali tempa. Gonię młodych do biegania, a ci
widzą, że kiedy jestem zdrowy, to czasem nawet strzelę gola.
Na
mecze z Czarnogórą i Mołdawią powołanie dostał m.in. 34-letni
Marek Saganowski. Ty jesteś młodszy o rok. Z Anglią kadra może
grać z trzema defensywnymi pomocnikami. Zbyt wielu kandydatów
trener nie ma.
- "Sagan" zasłużył na powrót do
kadry, a ja wiem, że nie ma piłkarza, który nie marzyłby o
powołaniu do reprezentacji. Jestem zawodnikiem FK Sewastopol,
którego meczów nikt w Polsce nie pokazuje. Trener nie musi
wiedzieć, w jakiej jestem formie. Nigdy nie skończyłem gry w
kadrze. Raczej poprzedni selekcjoner próbował ze mną skończyć.
Dziś go nie ma, więc gdyby ktoś ze sztabu chciał się przekonać,
czy Lewandowski jeszcze da radę, zapraszam do Sewastopola.
Źródło: www.sport.pl