Z pozoru wygląda na to, że afera Amber Gold niewiele zaszkodziła Platformie. Poziom poparcia dla niej od wielu tygodni oscyluje w okolicach 30 proc. Dziś jest taki sam (32 proc. poparcia) jak pod koniec lipca. Co więcej, po niewielkim spadku w sierpniu, partia, której przedstawiciele piastujący najwyższe stanowiska w Trójmieście, osobiście wciągali na płytę lotniska samolot oszusta i, co coraz bardziej widoczne, wspierali jego pozycję i interesy - odrobiła straty.
Podobnie jak w sondażach innych
pracowni zmniejszył się jednak dystans między Platformą, a partią
opozycyjną. PiS zyskał w ciągu ostatnich dwóch tygodni dwa
procent i popiera go 29 proc. Polaków. Nic nowego w tym jednak nie
ma - partia ta w sierpniu miała poparcie na tym samym poziomie, ale
od PO dzielił ją wtedy tylko jeden punkt proc. Śledząc
poparcie badane przez Homo Homini dla obu największych
partii od końca lipca, a zatem sprzed początku afery Amber Gold,
można stwierdzić, że PiS wprawdzie zmniejsza niekiedy do minimum
dystans do PO, ale partia liberałów z Pomorza ma wciąż
umiejętność, by o dwa, trzy punkty procentowe opozycji
uciekać.
To co jest znaczące w sondażu, to
dramatyczny wzrost negatywnych ocen dla premiera. Jeszcze w
poprzednim badaniu z początku września sondaż rejestrował ten sam
trend - ponad 35 proc. ocen pozytywnych, przy ponad 50-proc. poziomie
ocen negatywnych. Dziś dobrze ocenia Donalda Tuska 34, ale
negatywnie blisko dwa razy więcej - aż 62 proc. badanych. Zatem
tylko w ciągu dwóch tygodni aż o 9 punktów proc. zwiększyła się
grupa Polaków, którzy oceniają Donalda Tuska źle. To fatalne
notowania, a duża (31 proc.) grupa Polaków oceniająca szefa rządu
zdecydowanie źle pokazuje stan zniecierpliwienia i irytacji
poczynaniami szefa rządu. Opozycja domagając się odwołania
premiera dobrze więc odczytuje oczekiwania społeczne. Polacy nie są
od dawna zadowoleni z rządu - od miesięcy zbiera on złe oceny od
ponad 60 proc. badanych. Ale dotąd samego premiera oceniano jednak
znacznie pozytywniej. Teraz urok Tuska prysł - jego notowania są na
podobnym poziomie jak całego rządu i są to oceny w przytłaczającej
większości negatywne.
Irytacja Polaków działaniami premiera
wiąże się pewnie z wieloma przyczynami. Wśród nich nie bez
znaczenia było opublikowanie rozmowy sędziego Ryszarda Milewskiego
z rzekomym asystentem ministra Arabskiego opublikowana przez "Gazetę
Polską Codziennie". Kilka dni wcześniej premier Tusk wyjaśniał
w sejmie, że w sprawie Amber Gold państwo okazało się
nieskuteczne, gdyż zasadą w liberalnej demokracji jest to, że
instytucje, takie jak sądy i prokuratura, są niezależne. To
dlatego, on premier, nie ma wpływu na to, jak działają. I że tak
właśnie ma być. Ta fałszywa symetria - albo mamy demokrację i
wtedy zdarzają się afery, albo rządy autorytarne i kontrolujące
wszystko państwo, miała zdjąć polityczną odpowiedzialność z
szefa rządu za bezkarne działanie Amber Gold. Obróciła się
jednak przeciw samemu premierowi.
Opublikowana rozmowa
sędziego Milewskiego pokazała coś dokładnie odwrotnego - na czele
gdańskiego sądu stoi sędzia, który chętnie uzgadnia z
przedstawicielem premiera termin i tempo badania afery, a pytany o
skład sędziowski odpowiada: "Proszę się nie martwić, tak
powiem". Bez względu na zabiegi propagandystów PO, by
traktować sprawę sędziego Milewskiego jako odosobniony przypadek,
który w ogóle nie dotyczy działań podejmowanych przez premiera,
Polacy zobaczyli czarno na białym to, o czym mówi się po cichu -
całkowitą dyspozycyjność wymiaru sprawiedliwości wobec rządu.
Dostrzegli i to, że szef rządu z mównicy sejmowej opowiadał im
bajki. Premier, którego syn pracował dla właściciela Amber Gold i
który boi się podsłuchów, gdy rozmawia z pierworodnym na ten
temat, zyskuje więc w oczach Polaków wizerunek osoby co najmniej
zainteresowanej w tym, by afera Amber Gold nie była rzetelnie
wyjaśniona. Stoi w oczywistym konflikcie interesów - nie tylko
nadzoruje służby specjalne, które prowadzą postępowanie wobec
Amber Gold, ale też - jak zostało dowiedzione - ma podporządkowany
wymiar sprawiedliwości.
Na pytania dziennikarzy "GPC"
na konferencjach prasowych (stawianych tylko przez nich) o ów
konflikt interesów, szef rządu zwyczajnie nie odpowiada. Aktualny
sondaż Homo Hominipokazuje, że między innymi odpowiedzi na to
pytanie oczekuje znakomita większość Polaków. Tą odpowiedzią -
tak byłoby w państwach, w których poważnie traktuje się
procedury demokratyczne - powinna być komisja śledcza i... dymisja
premiera. PO, jak wszyscy wiemy, nie jest jednak zdolna do zmuszenia
swego lidera do ustąpienia, a rzetelne wyjaśnienie Amber Gold
mogłoby być dla niej samobójcze. To jednak może ją kosztować
(choć nie musi, bo medialny front obrony premiera wciąż może
sprawić cuda) utratą poparcia wyborców. Jedno wydaje się jasne -
Donald Tusk jest dziś największym obciążeniem rządzącej
partii.
Joanna Lichocka specjalnie dla Wirtualnej
Polski
Autorka jest zastępcą redaktora naczelnego
"Gazety Polskiej Codziennie", publicystką "Gazety
Polskiej" i platformy vod.gazetapolska.pl.