Minister sprawiedliwości zaprzecza, jakoby zwracał się o akta afery sopockiej. "Jeżeli ktoś tak twierdzi, to jest to bezczelne kłamstwo" - mówi Jarosław Gowin w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Tomaszem Skorym. To reakcja na ujawnione przez RMF FM wyjaśnienia prezesa gdańskiego sądu Ryszarda Milewskiego, który w piśmie do Krajowej Rady Sądownictwa utrzymuje, że Gowin prosił go o akta z powodów osobistych.
Minister Gowin nie przypomina sobie w ogóle żadnej rozmowy z Ryszardem Milewskim w Gdańsku. Słowa sędziego traktuje jako rozpaczliwą próbę ratowania stołka przez zagrożonego postępowaniem dyscyplinarnym szefa gdańskiego sądu. Nie wiem, czy pan sędzia Milewski posunął się do takich kłamstw. Jeżeli tak, to robi to, żeby ocalić swój stołek - twierdzi Jarosław Gowin.
Gowin nie dowierza nawet, że Milewski mógł coś takiego oficjalnie stwierdzić. To sprawa na pewno skończy się w sądzie, i będę żądał od sędziego Milewskiego, żeby tych kłamstw swoich dowiódł - mówi minister sprawiedliwości. I dodaje, że sędzia Ryszard Milewski jest chyba ostatnim z sędziów, któremu mógłby zaufać.
Minister Gowin miał żądać wglądu w akta afery sopockiej już kilka miesięcy po tym, jak objął stanowisko ministra sprawiedliwości. Miało do tego dojść podczas wizyty Jarosława Gowina w Gdańsku. Sędzia Ryszard Milewski odmówił, podobnie jak w przypadku akt sprawy Amber Gold. Cały czas byłem za tym, żeby nie wydawać akt spraw, tyle mogę powiedzieć - mówi nam sędzia Milewski. Na pytanie, czy minister sprawiedliwości zwracał się do niego także o informację z akt innych spraw, Milewski odpowiada: Tak, ale nie będę już tego komentował i wypowiadał się na ten temat.