"Ja Feuerbach" to tytuł nowego spektaklu w warszawskim Teatrze Ateneum. Przedstawienie reżyseruje i gra główną rolę Piotr Fronczewski.
Spektakl opowiada o niełatwym powrocie aktora na scenę. Ostatni raz spektakl był wystawiany w Polsce dwadzieścia pięć lat temu. Główną rolę grał w nim wtedy Tadeusz Łomnicki.
Piotr Fronczewski opowiedział reporterowi Radia Zet, Wojtkowi Pieniakowi, jak przygotowuje się do tego wielkiego wyzwania.
WP: Jakie emocje przeżywa aktor, który po długiej przerwie wraca do teatru?
PF: To nie są jakieś szczególne emocje, to nie jest coś wyjątkowego.Takie pauzy w teatrze zdarzają się aktorom z różnych przyczyn. Mogę powiedzieć, że kiedy po odejściu pana Gustawa Holoubka teatr opustoszał i pojawiła się nowa dyrekcja, to w pewnym sensie pauzowałem, ponieważ był pewien kłopot z komunikacją, z porozumieniem się z nową dyrekcją i zagrałem tylko w "Odejściach" Havla. Pan Feuerbach jest w zupełnie innej sytuacji. Jest być może aktorem w wieku zbliżonym do mojego, może trochę młodszym, a może starszym, ale ma za sobą pauzę związaną, jak możemy się domyślać, w zakładzie psychiatrycznym. I tę sztukę napisaną przed trzydziestoma laty mniej więcej można czytać na bardzo wielu różnych poziomach. Między innymi może to być opowiadanie o chęci powrotu do miejsca, które się kiedyś opuściło i okazuje się, że ten powrót jest bardzo trudny. Temu towarzyszą różne didaskalia związane z człowiekiem, który jest bohaterem tego opowiadania, ale też jest kwestia czasu, w którym przyszło mu egzystować i funkcjonować w zawodzie. To jest też między innymi dla mnie tekst o tym, że ktoś zostaje wykluczony. To jest między innymi opowiadanie o tym, że nie mogą się porozumieć ze sobą dwie generacje - młoda i stara, czyli ktoś niepotrzebny, zbędny być może groteskowy należący do starego, tradycyjnego teatru i ktoś kto reprezentuje nową myśl teatrologiczną, a jest jeszcze w tym przypadku konkretnym człowiekiem, dosyć brutalnym, pełnym niechęci, nie znającym na dobrą sprawę teatru i obyczaju teatralnego.
WP: Pana bohater wraca do teatru, chce się spotkać z reżyserem, a w rzeczywistości musi się spotkać z jego asystentem...Nie jest to pewnie spotkanie jakiego wielki aktor oczekuje...
PF: No tak. Ta sztuka jest pełna niedomówień i w związku z tym jest takim wdzięcznym materiałem do różnych interpretacji. To są pewne niedomknięte problemy. Zagadkowy jest Feuerbach, zagadkowy asystent, zagadkowy jest dyrektor, do którego przychodzi i który jest nieobecny i zagadkowa jest kobieta, która pojawia się w teatrze z psem. Pies również jest zagadkowy (śmiech).To jest rownież opowiadanie o życiu w ramach tej wielopoziomowej możliwości rozumienia tego tekstu. Można to traktować jako opowieść o spotkaniu dwóch mężczyzn - młodego i starego, o różnym światopoglądzie teatralnym, jeżeli tak można powiedzieć, wyznającymi różną religię teatralną. Jak zawsze w przypadku teatru powstanie oczywiście nasza wersja, teatru Ateneum. Tę rolę grał Teatr Dramatyczny dwadzieścia pięć lat temu, jeśli nie więcej nawet i Tadeusz Łomnicki.
WP:.....którego Pan przecież znał.
PF:Tak dobrze się z nim znałem. Pracowaliśmy razem w teatrze. Byłem jego asystentem w szkole teatralnej ....
WP: Widział Pan jego Feuerbacha?
PF: Tak, ale to było bardzo dawno temu. Można powiedzieć ćwierć wieku temu. Nawet nie za bardzo to pamiętam. Stawanie do konkurencji nie miałoby tutaj żadnego sensu. Powstanie nowa wersja tego dramatu, którą uważamy za słuszną, choć przecież nie za jedyną. Z całą pewnością będzie to wersja nasza. Wersja na miarę naszych rozmów, które długo wiedliśmy przed wejściem na scenę i przystąpieniem do prób sytuacyjnych.
WP: Czy ten tekst jest dziś aktualny?
PF: Jest aktualny ze względu na los człowieka, który jest pogmatwany, bardzo różny, czasami bardzo dramatyczny, śmieszny lub bardzo groteskowy. Jest również aktualny ze względu na sytuację jaką mamy w teatrze, to znaczy tego pokolenia młodych twórców, którzy mają prawo do nieskrępowanej wolności w swoich wyborach i wypowiedziach artystycznych, ale którzy mają tę słabość że nie przyznają racji bytu teatrowi nazwijmy go tradycyjnemu, zwapniałemu czy skostniałemu. Jest tutaj właśnie spotkanie kogoś młodego, który nie przyjmuje do wiadomości możliwości funkcjonowania w teatrze kogoś takiego jak Feuerbach.
WP: Pan mówi o tym teatrze tradycyjnym zwapniały skostniały?
PF: Tak takie głosy się pojawiają z całą pewnością. To wynika z naszych doświadczeń, z naszych różnych lektur, wypowiedzi, różnych artykułów prasowych. Taki jest los teatru.Teatr jest związany z czasami, w których funkcjonuje, poza tym, że jest niezmienny od zarania bo stawia te same pytania. Pyta czym jest odwaga, męstwo, poświęcenie. Zmieniają się praktycznie tylko aktorzy.
WP: Co jest trudne w przygotowywaniu tej postaci?
PF: Wszystko jest trudne. Myślałem, że z upływem czasu i przypływem doświadczenia będzie lżej w zawodzie, ale okazuje się, że jest wręcz odwrotnie. Jest coraz trudniej, coraz więcej mam wątpliwości i pytań. Składam się z samych wątpliwości. Taką mam naturę i to nie pomaga, z tym trzeba walczyć.To jest karkołomny tekst, moim zdaniem arcytrudny od strony psychologicznej czy przeczytania tego tekstu w kontekście choroby jaka się temu człowiekowi przytrafiła. Oczywiście nie będziemy grali tego tekstu w kontekście jednostki chorobowej. Bardzo lubię Feuerbacha i bardzo chciałbym go obronić. Mam wiele z nim wspólnego w tym właśnie wyznaniu teatralnym, jeśli można tak powiedzieć w cudzysłowie. Będę starał się go obronić jako człowieka nadwrażliwego. To człowiek o naskórkowej i dziecięcej wrażliwości, który nie wytrzymuje trudu, brutalności i ciężaru jaki ten zawód niesie. W związku z tym, tak trzeba sądzić, skończyło się to załamaniem nerwowym i wieloletnim pobytem w zakładzie. Czy widzom spodoba się ta wersja, ta opcja, to rozstrzygnięcie - zobaczymy. Musimy poczekać na premierę. Na razie jesteśmy w środku prób sytuacyjnych po takim długim skoszarowaniu w garderobie, w której czytaliśmy tekst i długo rozmawialiśmy. Teraz jest moment wyjścia na scenę. Trzeba to, jak ja mówię, postawić na nogi. Pojawiają się więc nowe trudności.
WP: Czy może Pan powiedzieć jak ten spektakl będzie wyglądał na scenie. Do kogo jest adresowany?
PF: To nie jest klasyczny monodram z cyklu jeden aktor i już nikt więcej. Ogromna partia tekstu należy rzeczywiście do Feuerbacha, ale to jest rozmowa. Bardzo zależy mi na tym żeby to miało znamiona dialogu, rozmowy, spotkania. Spektakl jest w zasadzie bez dekoracji choć wszystko, co na scenie zastaniemy, nawet gołe ściany będą w zasadzie dekoracją. Mam nadzieję że będzie to spektakl ascetyczny, oparty o słowo. Będzie czarno-biały. Takie mam przynajmniej wrażenie. Nie wiem czy technika pozwoli nam na to, żeby taką jakość uzyskać. Do kogo będzie adresowany? Do ludzi, którzy coś czują i rozumieją.
Radio ZET/Wojtek Pieniak/AKL