Kudrycka: można odnotować modę na studia z zakresu bezpieczeństwo narodowe

   2012-10-28 11:19:35

- Obecnie można odnotować modę np. na studia z zakresu bezpieczeństwo narodowe lub wewnętrzne. Studenci marzą tam, by pracować w FBI albo być jak postacie z serialu "CSI: Kryminalne zagadki Miami". (…) Istnieje jednak niebezpieczeństwo, że (…) być może pozostanie im praca w roli ochroniarza - mówi w wywiadzie dla Onetu prof. Barbara Kudrycka.

Oszukane Pokolenie to akcja Onetu i "Tygodnika Powszechnego". Poświęcona jest problemom dzisiejszych 20- i 30-latków. To pokolenie z wyżu demograficznego, które dostało w swojej młodości jasny przekaz, że najważniejsza rzecz, to nauczyć się angielskiego, skończyć ogólniak i studia z tytułem mgr! A potem praca na spokojnie się znajdzie... Nie znalazła się. Zostaliśmy oszukani. Przez kogo i w jaki sposób? Czytaj przez cały miesiąc na Onecie i w Tygodniku Powszechnym.

Z prof. Barbarą Kudrycką, minister nauki i szkolnictwa wyższego, rozmawia Jacek Gądek.

Jacek Gądek: Zacytuję głos osoby, która uważa się za "oszukaną". Mężczyzna, rocznik 1979: Wkurza mnie, że ten kapitał, jakim są młodzi wykształceni ludzie jest marnowany. Pisze ktoś - za dużo mamy humanistów. Nieprawda. Problemem jest nieinnowacyjna gospodarka i wszechobecne kumoterstwo. W Polsce studiować powinno się kierunek "znajomości", a na uczelniach powinien wisieć transparent: miejsc brak!

Prof. Barbara Kudrycka (minister nauki i szkolnictwa wyższego): O ile wiem, to na studia można się dostać dzięki wynikom z matury. A ostatnie statystyki pokazują, że jeszcze we wrześniu było sporo wolnych miejsc na studiach stacjonarnych w uczelniach publicznych. Znam problemy z zatrudnialnością w innych krajach. Jeśli spojrzymy na poziom bezrobocia - nie tylko w Grecji, Portugalii i Hiszpanii, ale też np. we Francji - to okaże się, że system, o którym mówi ten pan, nie jest zbudowany inaczej.

Nie ma wszędobylskich znajomości?

Oczywiście wszyscy byśmy sobie życzyli, by wszędzie obowiązywały transparentne zasady sprawdzania kwalifikacji i rzetelne konkursy. Ale same regulacje prawne tego nie załatwią. Wszystko zależy od członków komisji konkursowych, czyli od ludzi. Ale wszędzie tam, gdzie firmie lub instytucji zależy naprawdę na najbardziej profesjonalnych i kompetentnych pracownikach, znajomości nie mają znaczenia.

W przyszłości wykorzystanie nowych technik z biegiem czasu doprowadzi do tego, że naganne praktyki będą coraz bardziej ograniczane.

Dyplom wyższej uczelni był kiedyś wart więcej niż dziś?

Zdeprecjonowała się wartość dyplomów niektórych kierunków masowych, zwłaszcza wydawanych przez słabe uczelnie.

Przed laty, rozwijając szkolnictwo niepubliczne, przegapiono możliwość jednoznacznego rozdziału uczelni badawczych od zawodowych - kształcenia ogólnoteoretycznego na wysokim poziomie naukowym, gdzie doskonali się duszę i dogłębne poznanie naukowe, od kształcenia zawodowego na praktycznych profilach studiów, gdzie potrzebne są po prostu dobre umiejętności praktyczne. Teraz próbujemy to nadrobić.

Jak?

Wprowadziliśmy zasady, wedle których uczelnie powinny różnicować swoją misję i definiować się na nowo jako uczelnie badawcze lub uczelnie zawodowe. Każda ze szkół wyższych powinna określić swoje cele - czy np. chce być uczelnią znaną z prowadzenia przełomowych badań w danej dziedzinie, czy też np. z kształcenia praktycznie przygotowanych absolwentów. Zdecydowana większość państwowych szkół zawodowych oraz uczelni niepublicznych kształcących na poziomie licencjatu powinna decydować się na realizację profili praktycznych, rezygnując z realizowanych dotąd studiów teoretycznych.

Czemu mają one służyć?

Ograniczaniu bylejakości studiów teoretycznych. Bo lepiej jest uczyć konkretnych umiejętności praktycznych np. sekretarki, pielęgniarki czy fizjoterapeutów, szczególnie gdy zatrudni się też wybitnych praktyków, niż frustrować się tym, że studenci nie rozumieją wyrafinowanych teorii badawczych wykładowcy. Wówczas nie będziemy mieć sfrustrowanego politologa, który pracuje jako asystent menadżera albo nieszczęśliwego pedagoga, który nie lubi dzieci.

Będziemy mieć za to pielęgniarkę, która świetnie sobie radzi z chorymi lub sekretarkę, która jest prawą ręką szefa.

Wartość jakich dyplomów spadła najbardziej?

Na pewno silna jest wartość dyplomów po studiach medycznych (wiele polskich uczelni ma nawet akredytacje międzynarodowe), a także kierunków ścisłych, technicznych i przyrodniczych. Wiele zależy jednak od rodzaju uczelni, pozycji w rankingach, poziomu kształcenia, oceny Polskiej Komisji Akredytacyjnej i wreszcie postawy samego studenta.

Wspominała pani o modzie na niektóre studia, a które kierunki teraz są modne?

Obecnie można odnotować modę np. na studia z zakresu bezpieczeństwo narodowe lub wewnętrzne. Studenci marzą tam, by pracować w FBI albo być jak postacie z serialu "CSI: Kryminalne zagadki Miami". Albo być detektywami w policji czy służbach specjalnych.

Istnieje jednak niebezpieczeństwo, że po ukończeniu takich studiów - a większość z nich jest prowadzona na uczelniach niepublicznych - absolwenci będą mieli problemy z pracą w wymarzonym zawodzie, a być może pozostanie im praca w roli ochroniarza.

Z czego wyniknęła ta moda?

Na początku moda wynika z prawdziwego zapotrzebowania na określone zawody. Tak było z finansami i rachunkowością, czy też z bankowością, gdy w Polsce wprowadzone były reguły wolnego rynku, później, przed wejściem Polski do Unii Europejskiej, zapotrzebowanie było na absolwentów europeistyki. Uczelnie błyskawicznie dostosowały się do tych potrzeb, ale później zbyt wolno się z nich wycofywały.

Profesjonalizacja armii oraz potrzeba pokoleniowej zmiany w policji stworzyły modę na bezpieczeństwo publiczne.

Co ministerstwo może poradzić na takie mody?

Nie bardzo jesteśmy w stanie ograniczać kierunki realizowane przez uczelnie, skoro mają one kandydatów i realizują je zgodnie z prawem. Możemy tylko sprawdzić jakość tych studiów i warunki: np.: minima kadrowe, odpowiedni program i warunki studiowania.

Możemy też wpływać na uczenie publiczne poprzez instrumenty finansowe. W tej chwili konsultujemy zmiany w tzw. dotacji podstawowej, z której wynikać ma, że to nie liczba studentów jest podstawową wartością, za którą idzie pieniądz. (Wedle proponowanych zmian wysokość dotacji ma zależeć od liczby studentów przypadających na jednego profesora, zdobytych grantów i prowadzonych badań - przyp. red.).

Dzięki temu w przyszłości uczelnie publiczne, w szczególności te badawcze, będą bardziej dbać o jakość i metodologię kształcenia, będą się też bardziej koncentrowały na badaniach, włączaniu studentów w projekty badawcze. Z kolei uczelnie zawodowe będą premiowane za realizację praktycznych profili kształcenia.

To przyszłość, a pani już 5 lat urzęduje w tym gmachu. Co zwykły student ma z tego?

Z każdym rokiem powinien mieć przede wszystkim lepsze, ciekawsze programy kształcenia, ale jest to długi proces.

Ma już także to, co jest chyba najistotniejsze.

Czyli?

Teraz, choć może on tego jeszcze nie odczuwać, wprowadziliśmy większe upodmiotowienie studenta w stosunku do władz uczelni i nauczycieli akademickich. Ma on np. wpływ na ocenę wykładowców, bo jego ocena brana jest pod uwagę również przy realizacji polityki personalnej w uczelni.

Po drugie: w umowie, którą obecnie każdy student zawiera z uczelnią już na samym początku, ma zabezpieczone wszystkie swoje prawa. Z każdym studentem uczelnie powinny podpisywać takie umowy.

Faktycznie są one podpisywane?

Początkowo niektóre uczelnie próbowały kontestować ten obowiązek, ale wspólnie z rzecznikiem praw studenta i parlamentem studentów udało się przekonać rektorów, by jednak umowy były zawierane ze wszystkimi.

Zakazaliśmy pobierania opłat za niektóre świadczenia czy usługi administracyjne, za które wcześniej musiał płacić. Co prawda zdarzają się jeszcze nieprawidłowości, ale staramy się z nimi zmierzyć.

Student ma wyższe ulgi komunikacyjne - także w czasie między studiami licencjackimi a magisterskimi. Ulgi te wynoszą dziś 51 proc. Dotyczą one także doktorantów

Student może korzystać z takich programów jak Diamentowy Grant. Najwybitniejszym studentom staramy się dawać po 200 tys. zł, by mogli realizować własne programy badawcze.

Student może korzystać z programu Generacja Przyszłości. Finansujemy więc przygotowanie studentów, którzy startują w konkursach międzynarodowych.

No i zajęcia z przedsiębiorczości na każdym kierunku studiów.

A co uznaje pani za swój największy sukces wobec studentów?

Fakt, że przewodniczący Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich podpisał ze mną Kartę Praw Studenta, oznacza, że rozpoczął się proces podmiotowego traktowania studentów i przestrzegania ich praw. Coraz powszechniejsze dobre praktyki w tej sferze są dla mnie najcenniejszym sukcesem.

Teraz maturzyści, gdy idą na studia, z tyłu głowy mają hasło "kierunki zamawiane". Co w istocie mają one dać młodym?

Większe szanse na pracę. Program kierunków zamawianych realizujemy od 2008 r. Finansowaliśmy łącznie 332 kierunki. Ze stypendiów na nich w wysokości nawet 1000 zł miesięcznie skorzystało lub korzysta prawie 18 tys. studentów. A studiuje je ponad 60 tys. osób.

Doprowadziliśmy do sytuacji, w której coraz więcej kandydatów jest na budownictwo, automatykę i inżynierię środowiska.

A co mają dać gospodarce?

Żyjemy w czasie rewolucji technologicznej i cywilizacyjnej. Zależy nam na tym, by polscy absolwenci mogli być nie tylko biorcami tej rewolucji, ale i jej twórcami. I zaczynają być.

Coraz więcej wielkich międzynarodowych firm tworzy w Polsce swoje instytuty badawczo-rozwojowe i zatrudnia polskich absolwentów. Nokia-Siemens we Wrocławiu na 1,6 tys. pracowników ma tysiąc absolwentów Politechniki Wrocławskiej.

Wzrost gospodarczy nie zależy tylko od kilometrów zbudowanych dróg czy torów kolejowych, ale także tego, co nazywa się kapitałem społecznym albo ludzkim. Tymczasem to on jest największą wartością, która napędza rozwój państwa. Jestem przekonana, że dotychczasowy rozwój gospodarczy wynika z poziomu polskiego kapitału ludzkiego. Inwestują u nas zagraniczne firmy, bo widzą, jak wiele mamy osób z wyższym wykształceniem.

Pojawi się w Polsce rodzimy Mark Zuckerberg albo Steve Jobs?

Jestem przekonana, że może się pojawić. Chodzi o to, byśmy przechodząc obok takiego, potencjalnego Zuckerberga, nie minęli go, ale zatrzymali się i wsłuchali w to, co ma nam do powiedzenia. Dotychczas często omijaliśmy najwartościowsze talenty, bowiem byli to studenci buntownicy, odrzucający status quo. Często to oni są najbardziej kreatywni, bo myślą o tym, o czym nikt inny nie myśli.

Mamy już sporo dobrych przykładów wśród studentów - np. student UJ podczas światowego konkursu matematycznego uzyskał pierwsze miejsce, dystansując znacząco osoby na kolejnych miejscach. Teraz jest na studiach doktorskich w Uniwersytecie Jagiellońskim i w Oxfordzie.

Studenci z Politechniki Wrocławskiej wywalczyli medale na Robot Challenge w Wiedniu. Na konkursie technologicznym Imagine Cup 2012 polscy studenci zajęli 2. i 3. miejsce. Co roku odnoszą też sukcesy na Akademickich Mistrzostwach Świata w Programowaniu Zespołowym.

A pani córki co studiują?

Starsza córka przygotowuje doktorat z prawa europejskiego. A młodsza jest właśnie w klasie maturalnej.

Czyli stoi przed trudnym wyborem.

Tak. I organizowała w domu strajki przeciwko wprowadzeniu obowiązku zdawania matematyki na maturze.

Pani tego strajku córki zapewne nie poparła.

Nie. I mamy przez to problem w domu.




Onet.pl



+ Komentarze


Dodaj Komentarz

Stolica Polski: