Cyklon Sandy uderzył tuż po godz. 1 w nocy czasu polskiego w New Jersey na wschodnim wybrzeżu USA. Wiele miast zalała fala powodziowa. W Nowym Jorku prądu nie ma ponad 700 tys. ludzi, a w sumie ok. 6 mln mieszkańców wschodniego wybrzeża. Nie żyje co najmniej 13 osób.
Sandy uderzyła w okolice Atlantic City o godz. 20 w poniedziałek (godz. 1 czasu polskiego we wtorek). Prędkość wiatru wynosiła wówczas 129 km na godzinę. Sandy wcześniej była huraganem pierwszej kategorii w pięciostopniowej skali Saffira-Simpsona, jednak przekształciła się w tzw. burzę post-tropikalną.
Potencjalną destrukcyjność Sandy potęgowały trzy czynniki: zimny front z północy przynoszący opady śniegu, rekordowo niskie ciśnienie i silne przypływy, które zwiększają ryzyko podtopień.
Pierwsze ofiary śmiertelne
W dzielnicy Nowego Jorku, Queens, drzewo spadło do dom i przygniotło 29-letniego mieszkańca. Także w hrabstwie Rockland drzewo przygniotło 56-letniego mężczyznę. Dwie osoby zginęły w hrabstwie Morris, w stanie New Jersey, gdy na ich samochód zwaliło się drzewo.
W Nowym Jorku przy 8 Alei i 14 Ulicy prawdopodobnie z powodu porywistego wiatru i ulewy runęły mury domu. Obyło się bez ofiar śmiertelnych. Władze miasta bez przerwy apelują, aby ludzie nie opuszczali domów.
Nie ustają obawy o to, czy nie runą dźwigi używane przy budowie wieżowców na Manhattanie. Przy 57 Ulicy i 7 Alei nadłamał się dźwig wykorzystywany przy budowie największego wznoszonego właśnie budynku mieszkalnego Nowego Jorku. Doprowadziło to do zamknięcia kilku ulic i ewakuacji ludzi z sąsiednich domów. Dźwig na razie nie spadł na ziemię. Stabilne są także dźwigi Freedom Tower, największego budowanego gmachu w kompleksie World Trade Center.
W rejonie Wall Street woda zalała ulicę. W Battery Park w dolnej części Manhattanu odnotowano rekordowe fale, sięgające 3,9 m. Były one najwyższe od 1821 roku.
Na Manhattanie ok. godz. 22 czasu lokalnego (godz. 3 czasu polskiego) bez prądu było 250 tys. domów, a w sąsiednim New Jersey - 969 tys. Według przewidywań, Sandy może pozbawić prądu 10 milionów ludzi na wschodnim wybrzeżu USA.
Główny szpital w Nowym Jorku bez prądu
W szpitalu uniwersyteckim w Nowym Jorku zawiodły awaryjne generatory prądu. Władze próbują ewakuować stamtąd pacjentów - poinformował na konferencji prasowej burmistrz Michael Bloomberg. W ciemnościach pogrążone są całe dzielnice miasta.
Szpital znajduje się na dolnym Manhattanie w pobliżu Wschodniej Rzeki (East River), gdzie podobnie jak w innych częściach miasta odnotowano podtopienia, wywołane przez tzw. burzę post-tropikalną Sandy.
Burmistrz zaapelował do mieszkańców, by nie wychodzili z domów. Poinformował, że z powodu zerwanych trakcji elektrycznych w mieście dochodzi do wielu pożarów. Zostańcie tam, gdzie jesteście. Nie wsiadajcie do samochodów. Trzymajcie się z dala od dróg. Nie dzwońcie na 911, chyba, że jest to kwestia zagrożenia życia - mówił Michael Bloomberg.
Z powodu rosnącego poziomu wód 19 pracowników zakładów energetycznych Consolidated Edison zostało uwięzionych wewnątrz elektrowni na wschodzie Manhattanu - podała agencja Reutera, powołując się na świadka. Wewnątrz elektrowni doszło do potężnej eksplozji.
Radio ZET